W tym temacie postanowiłem wywalić wszystko co miałem i mam.
Będzie kilka (naście?) postów ze zdjęciami.
ROZDZIAŁ I - miłość od pierwszego wejrzenia.
Zaczynam od samego początku czyli od roku 1993 kiedy na parkingu obok mojego domu któregoś pięknego poranka zaparkowało takie oto autko:
Miałem wtedy zupełnie inną pasję (syntezatory i el muzyka), studiowałem architekturę, jeździłem maluchem, którego lubiłem i dużo przy nim dłubałem ale wtedy gdyby mi ktoś powiedział że będę kiedyś archi... carem to chyba pękłbym ze śmiechu.. od napraw samochodów to byli umorusani smarem mechanicy w brudnych kanałach Polmozbytu ale ja..?
Tego ranka gdy zobaczyłem to autko na parkingu odżyły dziecięce wspomnienia o znajomym mojego ojca, który często takim samochodem do niego przyjeżdżał. Pamiętam, że czasem stał on nawet w naszym garażu kiedy coś tam projektowali czy jechali na jakieś ekspertyzy i pomiary budowlane...
Pamiętam tę niezliczoną ilość szparek na tylnej klapie.. i ten śmieszny jakby przycisk na przednim pasie i te komicznie otwierane drzwi.. czemu odwrotnie.. czy ktoś się pomylił - myślałem gdy miałem 5 lat...
Ale zaraz, zaraz.... co to jest w zasadzie za auto. ..?
Ojciec powiedział - To Pawełku jest Zastawa, straszne gówno. Rdzewieje szybciej niż jeździ. To komunistyczna jugosłowiańska podróbka włoskiego Fiata 600. Miałem kiedyś Multiplę, pamiętasz..? Śmiałeś się zawsze gdy babcia mówiła "mulcipla".... To jest taki sam samochód ale dla 6 osób. a ten wozi tylko 4. Czekaj, pokażę Ci zdjęcia...
Wtedy po raz pierwszy w życiu zobaczyłem Multiplę. Mojego ojca rzecz jasna.
Oto zdjęcie od którego zaczyna się cała moja historia:
Wiedząc już co to jest Multipla i co za dziadostwo produkowali Jugosłowianie zacząłem dosłownie ryć wszelkie stare albumy, książki o miastach, zdjęcia a przede wszystkim także bliższe i dalsze okolice w celu znalezienia jak największej ilości tych aut.
Byłem wtedy jeszcze dość zależny od rodziców a na wieść o chęci zakupu Fiata 600 ojciec (akademicki nauczyciel, dziekan wydz Bud lądowego PG) marszczył tylko groźnie brwi i powtarzał "...po moim trupie będziesz takiego trupa kupował... masz się uczyć a nie gównami się zajmować..."
Cóż było robić... z ojcem nie było żartów. Choć z jednej strony tata kochał tę starą jego Multiplę wiecznie z rozrzewnieniem ją wspominał to jednak twardo obstawał przy swoim że nie i koniec. Nie bo nie. Ale nadszedł rok 1993 i wtedy znalazłem na pewnym parkingu ten egzemplarz:
Był to Fiat 600, z roku 1958. Na pewno..? Nie... oczywiście, że nie. Nie jeździł, był wykopany z jakiejś hali magazynowej w której spędził wiele lat. Jak się okazało (dopiero kilka lat później) była to podmianka, tzn. wszystko od starego 600 ale buda od Zastavy 750 z lat późnych 80. Nie mogłem dojść czemu miała taką dużą kwadratową dziurę na pulpicie w miejscu gdzie normalnie jest stacyjka (zrozumiałem to dopiero w 1997r będąc po raz pierwszy w Jugosławii). Bardzo chciałem go mieć. Gul mi skakał, ręce się pociły a po plecach ciarki przechodziły.
Nie było właściciela a cieć z bazy na której stał, chciał flaszkę i milion złotych (dawnych) i zabieraj Pan, ja o niczym nie wiem...
W końcu gdy sobie już znalazłem u kolegi lokum na niego pojechałem z holem po niego. I szok! Maska podniesiona, silnik już wyjęty... skrzynia już wydobyta... w środku pustka... jakiś koleś umorusany smarem niesie do swojego auta białą kierownice..
Myślałem że się rozpłaczę! Pytam czemu to rusza.. a on spokojnie że sobie to już dawno namierzył i jak mi się nie podoba to żebym mu przedstawił dowód własności..
Wziąłem więc szybko co się dało... tylną klapę, drzwi , maskę , zderzak i kilka innych dupereli. min.korbki do szyb te aluminiowe, które jeszcze wieczorem zainstalowałem w swoim maluchu. Od razu zapachniało "zabytkiem". To był moment, w którym wiedziałem że to będzie coś niezwykłego i długiego. Zalewała mnie gorączka pożądania wszystkiego co się z tym autem łączyło.
Klapa tylna po oczyszczeniu powędrowała na półkę w moim pokoju. W "ogonku" żaróweczka nieśmiało świeciła się nocą a ja patrząc na to miałem wrażenie, że widzę tył mojego wymarzonego auta... istna Italia...
Nastał rok 94. Szału pod tytułem 600 ciąg dalszy.
Nie chodziłem niemal na wykłady, każdego dnia w malucha i po osiedlach, po wiochach dookoła Gdańska. Anonse, AutoBazary it.... literatura fachowa, książki, wizyty w sklepach auto moto i na szrotach... Pełne wariactwo. Niemal dokumentnie zmieniłem towarzystwo... pojawili się koledzy mający stare auta, kolega spawacz, kolega lakiernik, kolega ślusarz i tak i inny....
Ku przerażeniu moich rodziców coraz mniej obchodziła nie architektura...
Załamywali ręce... miałem wrażenie, że im było wstyd, że ponieśli jakąś klęskę....
W 1994r, w sierpniu, dokładnie 14 (w moje urodziny 24) ojciec, podszedł do mnie i dał mi 2 banki. Tak tak... 2 bańki (stare)... spojrzał mi głęboko w oczy i z pełną powagą powiedział tylko jedno słowo... " Kup..."
Radości nie było końca...
Oczywiście miałem już namierzoną od miesięcy jeżdżącą w przyzwoitym stanie Zastavę 750 z 1966r. Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do właściciela tego auta i tak w moje progi zawitała Zastava.
Nazajutrz pojechaliśmy na daną bazę na Przymorzu po tego czerwonego Fiata 600.
Oczywiście z Zastavką dostałem multum nowych części, a silnik, który miał w 1992r zrobiony generalny remont na nowych częściach mam do dziś i jest to najlepszy egzemplarz z wszystkich jakie miałem.
W ciągu 2 następnych lat trafiło do mnie wiele tych aut. To były czasy kiedy ludzi oddawali je za darmo bądź za przysłowiową flaszkę aby tylko się pozbyć z podwórka, bo obciach bo syf... W połowie roku 1996 parking pod blokiem u mojego kolegi wyglądał tak:
Rok 1995
Rok 1996
W 1996r latem miałem już zaawansowaną pracę dyplomową. Uczyłem się pilnie, architektura, choć nie specjalnie mnie podniecała to jednak wciąż była bardzo ważna w moim życiu. Ojciec też był zadowolony bo choć moja pasja samochodowa przysłaniała wszystko to jednak jakieś efekty miałem, dyplom szedł pełną parą (temat - Salon Fiata jakże i koniecznie z kącikiem oldtimerowym!) i wszyscy byli szczęśliwi.
Latem pracowałem w biurze projektów, zarobiłem sporo kasy i postanowiłem że Zastavka będzie nowa. Wcześniej już o tym myślałem więc zakupiłem auto w bardzo dobrym stanie blacharskim tzn nigdy nie tknięte blacharsko. Choć przód miał korozję i trzeba było wymienić błotniki i pas przedni to reszta była nienaganna i taką jest do dziś.
Oryginalne progi, błotniki tylne, podłoga i cała reszta.
Auto wyglądało tak gdy je znalazłem w Kościerzynie :
Blacharkę polegającą na wymianie pasa przedniego, błotników przednich, nadkoli przednich, reperaturek błotników tylnych oraz dołów poszyć obu drzwi wykonał mój kolega Adam Jasiński, syn i wnuk blacharzy samochodowych. Perfekcjonista w każdym calu. Mój Mistrz, choć młodszy ode mnie o niemal 8 lat!
Prace lakiernicze wykonała znana mojemu ojcu od wielu lat firma Bagnowski SC z siedzibą w Gdańsku Matarni. Firma rodzinna założona w 1947r.
W międzyczasie w moje ręce wpadło wiele Zastav 750. Kilka z nich prezentuję na poniższych zdjęciach. Kilka posłużyło jako dawcy, kilka poszło dalej a inne zostały wyremontowane i cieszą oko do dziś w różnych częściach Polski.
Rozdział drugi niebawem...Greg - 2011-11-06, 08:22 O wlasnie takie "cos" mi chodzilo Archicar. (wracajac do naszego watku o psioczeniu)
Ta pomaranczowa zastava ( http://obrazki.elektroda...._1320538337.jpg ) dobrze pamietam ze byla kieds w sieci strona ze zdjeciami z jej remontu ?
Jesli sie nie myle to byly zdjecia ze spawania i konserwacji podlogi.Greg - 2011-11-06, 08:34 O wlasnie takie "cos" mi chodzilo Archicar. (wracajac do naszego watku o psioczeniu)
Ta pomaranczowa zastava ( http://obrazki.elektroda...._1320538337.jpg ) dobrze pamietam ze byla kieds w sieci strona ze zdjeciami z jej remontu ?
Jesli sie nie myle to byly zdjecia ze spawania i konserwacji podlogi.czesław - 2011-11-06, 11:17 noo...
niezła patologia
http://obrazki.elektroda...._1320537761.jpg archicar - 2011-11-06, 13:07 Tak ta pomarańczowa to właśnie moje dzisiejsza błękitna (ta z ClassicAuto). Na szczęście wtedy jeszcze można było zmieniać nadwozia. O remoncie tej Fići będzie traktować rozdział drugi. Ale to za niedługo bo muszę wszystkie zdjęcia zeskanować.
Co do patologii to fakt. Na szczęście wtedy jeszcze nie było tyle samochodów, parkingi niemal puste stały. Stan taki trwał trzy lata. W 1998r już się ludziska podorabiali i samochodów przybyło. My na tym parkingu jednego miesiąca mieliśmy 18 sztuk! Niestety z tamtego okresu zdjęć nie mam. Nie było wtedy cyfrexów a zwykłym aparatem się nie chciało robić bo odbitki kosztowały itd...
W końcu zainteresowała się tym SM i trzeba byo zwijać małą jugosławię.. Część aut poszła do huty, część na puzzle inne zmieniły właściciela....
A marzenie było takie:
czesław - 2011-11-06, 18:10 w podobnym czasie zaczynałeś jak ja z terenowymi. pierwszego rzęcha kupiłem w 91. i tez przez te lata miałem podobny przemiał ilościowy. nieraz po pięć-sześć wozów a jezdziłem pozyczonym maluchem bo nic nie działało.
patologia.
zastava to miała być odskocznia od landroveryzmu.Greg - 2011-11-07, 19:46 Kojarzę to z Auto Classic, mam nawet w domu ten numer. Ładnie odbudowana. Oby jak najwięcej aut w takim stanie.archicar - 2012-03-05, 23:31 A ja dziś jadę po kolejne autko.
Trafiłem bardzo ładny egzemplarz. Zobaczymy jeszcze na żywo jak to wygląda ale już z samych zdjęć wynika, że warto...
Jak przywiozę opstrykam i podeślę fotki.Michał - 2012-03-06, 00:04 Ty to masz zdrowie. Z jednej strony to fajnie mie takie hobby. Pokaż jak wygląda.archicar - 2012-03-08, 01:01 Otóż i moja nowa Zasti..
Rocznik 1965. Wyrejestrowana w latach 70. Sama buda, na kołach. Bez silnika, skrzyni i wnętrza oraz szyb. Za to w naprawdę świetnym stanie buda. Opiaskowana 3 lata temu, zabejcowana podkładem i zakonserwowana (niestety bitexem) od spodu. Zawiechy chyba po regeneracji, nie widzę luzów.. Tak czy owak wiosną przejdzie ponowne piaskowanie bo za długo pod plandeką stała i tu i ówdzie ryży nalot się pojawił, z resztą i tak ja muszę mieć po swojemu blachę zrobioną i przygotowaną do malowania. Wiecie.. Epinox77, Fertan, uszczelnienia spoin a potem porządny baran Noxudola i reszta szwedzkiej konserwy.
Enyłej..
Jak na odkupne ma naprawdę niezłą karoserię, choć dziś po dokładnych oględzinach to i owo wyszło. Ale to kosmetyka. Dostanie nowe progi (wiem, że te co ma są zdrowe ale niestety nie są od tego modelu i słabo mają "wyrobione" krańce) i być może ranty tylnych błotników (w każdym razie na pewno prawy bo "coś" niedobrego jest na jego końcu od tylnej lampy). Przemiły sprzedawca, kolega po fachu (architektura) i jak się okazało mój klient sprzed lat... zapewne go znacie z Allegro nick "pepelipiu". Jest też na naszym forum.
Oprócz tej karoserii ma jeszcze jedną przepiękną Zastavkę 750w pełni sprawną i w doskonałym stanie.
Jeśli się zgodzi to wkleję jej zdjęcia które dziś robiłem.
Wracając jednak do mojej nowej Zasti to uważam, że był to dobry zakup. Kosmetyczne wręcz naprawy blacharskie, dosłownie szczegółów, równa zdrowa buda i szkielet. Nadkola wszystkie niemal jak nowe, oryginalna podłoga w której jedyni szyny foteli były albo wstawiane nowe albo raczej wzmacniane. Zdrowa tylna belka. Drzwi kierowcy bdb prawe nieco gorsze ale na prawdę drobnostka. Przede wszystkim nie jest poprzerabiana. Oprócz progów, które są takie sobie to niema się czego czepiać. No może jeszcze tylko rant górnego tylnego podszybia. Ciekawe, że dół zdrowy jak ryba a góra nieco podgryziona.. Na dachu leżała kilka lat czy jak.. ?
Z przywiezieniem jej do Gdańska wyszła mnie 2000zł,- Mało to czy dużo... moim zdaniem niewiele zważywszy na stan karosy i to, że lwia część robót jest już wykonana. Alternatywa to jedna z moich innych zastav w której trzeba by wymienić 1/3 od dołu (progi podłogi, pospawać nadkola, wymienić ranty i zrobić pas przedni u dołu oraz oboje drzwi czyli koryta i poszycia) a to koszt o tauzena wyższy pod warunkiem, że sam to sobie zrobię. Tu po małej kosmetyce wszystko jest cacy. No i czas... przynajmniej rok do przodu.
No nic.. to tyle z opisów...
Oto ona (zdjęcia ze stycznia):
Michał - 2012-03-09, 11:54 Łany egzemplarz. Faktycznie ktoś zadał sobie sporo trudu. Jednak podłoga do roboty. W szczególności od kierowcy. Wstawka jaką zrobił poprzedni właściciel nie zachęca. Może wystarczy wstawić przednią część podłogi gdzieś do sanek foteli. Robiłem kiedyś takie rzeczy. Nie jestem z tego dumny, ale było szybko i skutecznie. Pod konserwacją zresztą tego i tak nie widać. Tak nawiasem mówiąc kiedyś miałem taki egzemplarz 600-ki, którego podłoga, progi, tunel i nadkola wewnętrzne były wyłożone folią aluminiową. Wyglądało mi to na oryginał. Straszne problemy były, aby to usunąć. Pod warstwą karbowanej foli był jakiś uszczelniacz czy pasta grubości ze 3-4 mm. Ciekawe czy wy się z czymś takim spotkaliście. W Zastavie jednej i drugiej nie miałem takiego cuda. Może dla tego, że były już spawane. Wracając do Twojej budy uważam, że dobry zakup. Jak byś ją chciał kropnąć to daj znać.czesław - 2012-03-09, 21:02 to była termoizolacja.
jakiś materiał dekarski w kazdym razie.
gruba folia aluminiowa na rolce z masą bitumiczną od spodu.
robiliśmy tak z kumplem kaszlaki.
docinało się odpowiednie kawałki, przykładało, zmiękczało bitum grzejąc starym żelazkiem od strony alu i dobijało do ksztaltu blachy młotkiem gumowym.
miało wyciszać.
coś tam wyciszało.
ale średnio...Michał - 2012-03-09, 21:56 ciekawe czy idzie gdzieś jeszcze to kupić. Poszukam.archicar - 2012-03-10, 02:07 Nigdy tego nie stosujcie jeśli chcecie mieć podłogę w całości...
Podobnie jak bitumiczne masy typu Bitex, AutoSmar itp powodują głównie to, że pod nie wchodzi woda, gorzej jak z solą i po zawodach. Wypiaskować tego się nie daje.
Najlepsza metoda to po piaskowaniu porządnie pomalować dobrym reaktywnym podkładem najlepiej epoxydowym. Potem warstwa elastyczna od spodu (ale nie jakiś byle jaki tani baran) a na to farba epoxydowa nawierzchniowa. Dopiero na tak przygotowany spód dajemy preparat woskowy lub bitum ale na Boga nie bitex.
Już nie mówię nic o Noxudolu, wiem, drogi jest i nie każdego stać ale są też Valvoline i Wutrh i kilka innych też dobrych.
Od wewnątrz po piaskowaniu najlepiej dać sam podkład epoxydowy reaktywny i na to nawierzchniowy epoxyd. Czy to będzie Epinox czy Bosman czy inny podobny nie ma większego znaczenia. Grunt, żeby to nie była jakaś Corrina czy Unikor C czy nie daj Boże Hammerite.
Od biedy można wnętrze zrobić w chlorokauczuku i też wytrzyma jakiś czas.
Najważniejsze jednak aby niczym nie smarować podłogi w środku. Â?adne bitumy z pędzla ani tym bardziej papa czy inne dekarskie środki. Nie dawałbym nawet tych mat rzekomo głuszących nalepianych na elementy za pomocą opalarki itd.. Taki sam szit jak dekarska mata bitumiczna. Jak wejdzie pod to woda to koniec.
Na dobrze pomalowaną "twardą podłogę" warto położyć coś w rodzaju dywanika wyciętego z plastikowej siatki ogrodzeniowej o średnich oczkach. Na to seryjną wykładzinę. To dla podłogi najzdrowsze rozwiązanie. Siatka ma na celu nie dopuszczenie do przylegania gumowej wykładziny do blach. Wiadomo wszak że guma + blacha + wilgoć = ogniwo i szybka korozja.
Siatka pod wykładziną spowoduje pustkę powietrzną a przy tym skuteczną wentylacje.
Dla wygłuszenia nie zakłada się bitumu czy gumy tylko luźny porowaty materiał. Najlepiej tłumią dźwięki maty z Diesli np starych Passatów. Jest to coś w rodzaju grubej folii bąbelkowej gdzie w bąblach jest piasek. Ciężkie to ale niemal perfekcyjnie wygłusza. Zaletę ma taką, że o ile nie jest poprzecinana to jest wodoodporna. Łatwo to wyjąć i wysuszyć.
Dobrze też chłoną hałasy filce (np takie jak w 126p były). Są do kupienia w rolkach w wersji z bitumem, z bitumem i folią alu (do komór silnika) oraz czysty filc. Ten ostatni jest najskuteczniejszy.
Problemem jest tylko jego duża podatność na zawilgocenie. Chłonie wodę jak gąbka. Ciężko go wysuszyć a jeśli wejdzie weń pleśń w aucie capi kiszonką..
Widziałem kiedyś arkusze takiego filcu zalaminowane próżniowo przezroczystą folią ale kto i gdzie to zrobił nie wiem.
Filce są ok ale trzeba bezwzględnie pamiętać o ich częstym wyciąganiu i suszeniu.
Co do mojej nowej budy:
Nie będę jej chciał sprzedawać. To na pewno.
Nie jest ideałem ani nie jest nowa i ma kilka niedoróbek i błędów. Jasne, że tak!
Jest jednak świetnym materiałem i doskonałą bazą do "obróbki".
Była piaskowana i to przez dość dobrego fachurę bo nie porobił "fal dunaju" na poszyciach.
W porównaniu z budą jaką teraz mam do zrobienia oraz zważywszy na koszt jaki musiałbym weń włożyć a także przede wszystkim na czas którego wymagałaby jej naprawa, uważam, że to prezent od losu. Kilkanaście dni, trochę kosmetycznej blacharki i gotowe. Najpoważniejszą robotą będzie wymiana progów na oryginalne. Zewnętrznych bo wewnętrzne odpuszczę sobie. Nie mają przetłoczeń ale za to mają odpowiednią grubość blachy.
Największym mankamentem tej karosy jest to czarne smarowidło pod spodem . Bitex.. Niestety. Będzie dłubania i opalania zanim to świństwo zejdzie. Potem ponowne piaskowanie spodu i nadkoli, ale moim zdaniem warto.
Wkrótce w dziale renowacje przedstawię Wam proces wskrzeszania pewnego Fiata 600E. Zobaczycie wtedy jak można z niczego zrobić piękne auto a przy okazji narobić się po pachy. Nie chce mi się iść znów taką drogą. .. Michał - 2012-03-10, 08:59 Masz rację z bitexem to straszne świństwo. Usuwanie bitexu to robota na kilka dni. Opalarką nie dojdziesz wszędzie a od szpachelki łapki odpadają. Na moje szczęście nie musiałem tego robić. Nie to żeby nie było na mojej budzie bitexu ale, że zajął się tym mój szanowny dziadek mechanik. Zeszło mu chyba z tydzień. Była ładna pogoda i auto na tzw. "kołyskach" nie wiem skąd on to jeszcze wziął ale zdecydowanie ułatwiało mu pracę. Dłubanina straszna. Na spód położył jakiś chyba bit - gum wyszły chyba 3 puszki po 21 zł. Mówił, że środek jest ok. w każdym razie lepszy od bitexu. W środku mam zaminiowane na czerwono zwykłym podkładem. Od wewnątrz coś tam wymyślę. Ma być "zawsze czysto, sucho, zawsze pewnie". Jak w reklamie. Zapewniam, że nie wyłożę podłogi reklamowanym w ten sposób produktem.