To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum ZASTAVA 750 / FIAT 600
forum dla miłośników zastawy 750 i fiata 600

Silnik - od czego silnik

czesław - 2011-11-02, 08:39

ile to jest km z naszsej południowej granicy?
archicar - 2011-11-02, 17:11

Ze Szczyrku (bo tam zawsze nocuję) mam do Belgradu jakieś 700km jadąc przez Korbielów, Dolny Kubin, Sachy, Budapest (obwodnicą) i dalej Autostradą M1 do Suboticy. Potem dalej Autostradą do Beogradu.
Jadąc Zastav750 z przyczepką jechałem nie dłużej niż Pandą czy Lancią Zeta.
Gdańsk - Szczyrk -- 10h z jedzeniem po drodze!
Szczyrk - Morahalom (H) (granica z Serbią - jest tam tani kemping) - 12h ale też z dwoma postojami na jedzenie.
Morahalom - Beograd (w zasadzie Batajnica - pkt docelowy camping BG) - 4h.

powyższa trasa z ominięciem autostrad i z przejazdem przez centrum Budapestu.

Dziś jest A1 do Torunia (oszczędność 2h !)
Jest dobra droga z Â?ywca przez Korbielów i po Slowackiej stronie jest kilka odcinków szybkiej prostej drogi.
Jest wreszcie piękna obwodnica Budapestu z friko! Oszczędność minimum 2h choć kosztem 10km więcej.
Z Budapestu do Beogradu jest piękna autostrada. Płatna ale się bardzo opłaca.

Z Beogradu do Kragujevac jest 150km. Niby mało ale jedzie się kilka dobrych godzin.
Jazda krętymi drogami po górach typu Świętokrzyskie.

Koszta paliwa takie same jak unas. może ciut taniej wychodzi w Serbii bo jest tam tańsza benzyna 86 ołowiowa, na której Zastavka jedzie najlepiej. Strawa dla jej skołatanego serduszka.. ;-)

Michał - 2011-11-02, 21:40

Wow!!! widzę, że kolega Archicar naprawdę chce to zrobić. Jestem pod silnym wrażeniem. Tak nawiasem to ciekawa metamorfoza tematu. Wracając do propozycji wyjazdu uważam, że to dość bohaterski czyn przejechać pół Europy w pielgrzymce do Mekki Zastavy. Cóż każdy spędza wolny czas jak lubi. Ja bardzo chętnie wybrałbym się na taki wypad. Niemniej jednak targają mną rozterki natury technicznej a w duchu wołanie "czy, aby ten samochód ma taki zasięg?". Jeździłem Zastavą w 1985 roku i jak pamiętam ciągle leżałem pod nią. Teraz sprawiłem sobie już trzecią sztukę i nadal nie wiem czy z tego coś będzie. Poza tym mój strach przed jazdą tam tym jest na tyle usprawiedliwiony, że już coś takiego przeżyłem bodajże w 1991 roku. Jadąc wtedy prawie nowym 126p na autobanie za Berlinem rozsypała mi się skrzynia w drobny mak. Ani linki holowniczej ani telefonu komórkowego (skąd pierwszy kupiłem chyba w 1995?). Nie wspomnę o braku nawet w najmniejszym stopniu znajomości języka niemieckiego. Â?aden polak się nie zatrzymał (inna nacja zresztą też) tylko sobie potrąbili . Gdy dobiegłem do budki wykrztusiłem tylko ( jak w kawale )"bambino kaput". Zabrali mi malca z drogi zapłaciłem za usługę tyle, że stykło mi na powrotnego busa do Ojczyzny. Jak widzisz szanowny Archicarze mam pewne obawy i to uzasadnione a do tego niestety poparte niemiłymi doświadczeniami. Do dziś choć miałem różne auta w każdym mam linkę a nawet czasem dwie. Wyjazd Zastavą tam to wyzwanie. Choć w grupie mogłoby się udać. Mamy telefony i karty kredytowe więc ja się piszę.
archicar - 2011-11-02, 23:51

Hmm...

Każdy ma jakieś tam doświadczenia. Ja z maluchami też nie miąłem najmilszych. A to pękł przewód powrotny paliwa kiedy akurat zjeżdżałem z przełęczy Salmopolskiej na stronę Wisły... i lała się benzynka na rozpalony do czerwoności tłumik... Do dziś nie wiem czemu sienie zapaliło!
A to znów urwała się czy zatarła linka od ogrzewania i przy 30 stopniowym upale miałem max webasto! A to znów kiedyś przy szaleńczym wyścigu po trójmieście z innym maluchem wyleciał tłok bokiem (mniejsza o tłok ale jaki był obciach wtedy.. ) a to na przykład przy dość ostrym pokonywaniem zakrętu pękł resor...

Skrzynia akurat mi nie padła nigdy choć w jednym FLu wyła jak wilk przy podczas pełni. I to oczywiście tylko na 4 biegu w zakresie od 70 do 90.

Najmilej wspominam najstarszego bambiniaka z 75r którego dostałem po maturze od mamy. Nic się z nim nie działo. Ekstra sztuka. Za to w półrocznym FLu oblazł lakier z pasa przedniego, lał się olej z uszczelniaczy i stukało przednie zawieszenie, choć wszystko było nowe...
Z resztą potem miałem nowego EL'a i poza tym że ładnie chodził i był o dziwo cichy w środku to za to po roku zeżarło mu podszybie i pojawiła się korozja na progach choć był mocno zalany fluidolami itp... Poza tą starą 600ką inne nie warte funta kłaków.

Za to Zastavka to zupełnie inna liga. Owszem co nieco się psuło. Raz pękł przerdzewiały wahacz tylny zaraz przy przednim silentbloki. Wróciłem na kołach do domu wisząc na przewodzie hamulcowym! Starym! Oryginalnym! Całe 6km przejechało i to po wertepach. Daj Bóg takie przewody w maluchach.
Kiedyś walczyłem z tzw gotowaniem się... ale po kupnie nowej chłodnicy problem znikł.
Walczyłem z pompą wody bp puszczały uszczelniacze.. a jak się potem okazało puszczały bo były z syreny. Niby takie same ale polskiej jakości.. Przywiozłem włoskie i problem z bańki.
W sumie najwięcej i najdłużej dręczyło mnie przednie zawieszenie.
Mimo że niby wszystko nowe było wciąż pływała na prostej drodze.. myszkowała. Jakby luz na przekładni miała. Ale po kilku latach prób i błędów okazało się, że winny był resor.
A był winny bo to była "klepanka" anie oryginał. W sumie kupiłem też oryginalny nowy w Jugosławii ale to też nie to. N anim z kolei było tak twardo, że auto skakało jak piłka.
Niebowid.
W końcu za namową pewnego Pana Czesia, (wielkiego mechanika i ślusarza, przyjaciela wszystkich małych autek) założyłem resor nowy ale od malucha i ... kłopoty się skończyły.
Oczywiście nie tak od razu. Pewnych "myków" i "cwancyków" to wymagało ale jak zrobiłem to w roku 2000 to do dziś nie tknąłem palcem. Zawiecha ideał. Ani za twarda ani za miękka (no może trochę miększa od oryginału ale ja tak lubię).
Walczyłem też z hamulcami ale po kupnie za ciężki kesz (we Włoszech w 97r!) nowej pompy hamulcowej i kompletu cylinderków (ba co ja mówię najpierw przecież miałem od 126p bo niby takie same są...) szczęk i bębnów od 126EL problem znikł. Teraz auto staje dęba i ma hamulce a nie zwalniacze.
Borykałem się też z oponami... najpierw bardzo chciałem być oryginalny i kupiłem komplet nowych diagonalnych Degumów. 5,20 / 12... Oryginał z epoki.
Po jednej wycieczce do Gdyni migusiem do wulkanizatora pojechałem i ozdobił sobie nimi ściany w warsztacie.. a ja do dziś mam Dębice Vivo 145SR12. Święty spokój i auto idzie jak po sznurku.
I tak dalej i tak dalej i tak dalej...
Owszem... przez 6 - 7 lat wymieniem w aucie niemal wszystko na nowe.... ale nie do końca bo mam np pompę wody którą za kilka euro kupiłem w Słowenii na szrocie w 1998r.. i do dziś nie kapie.
Wywaliłem też starego typu oryginalne końcówki ze smarownicami i założyłem typ nowszy w sumie taki jak w 126p.

Zastavką z przyczepką Niewiadów N250C śmignąłem do Jugosławii w 2005r.
Zasada była prosta...
Jedziemy do Torunia.. jak dojedzie, jedziemy dalej... i tak do Łodzi... do Częstochowy.. do Szczyrku.. do Budapesztu.. i finalnie do Belgradu. Oczywiście, łatwiej mi było bo jeżdżę tam od roku, znam każdy kąt, każdy warsztat po drodze, mam wielu znajomych po drodze.. jechał ze mną kumpel, który jak coś to bierze silnik w dwie łapy wyciąga i na stole robi szlif ;-)

Na trasie liczącej 6500km zdarzyło się co następuje:

1. Na ostrym zakręcie połączonym z wpadnięciem w dziurę wywaliło silentbloki sworznia wąsa ramienia wspornika drążków kierowniczych. Dosłownie guma wylazła z tulejek. Efekt..? Jechać się dało ale przy skrętach przeraźliwie skrzypiało. Naprawione za free w pierwszym przydrożnym warsztacie bodaj Vulkanizer. Za friko bo Serb nie mógł uwierzyć, że na kołach .. i aż z Gdańska.. i w ogóle jeszcze o serbsku gada..

2. Podczas jazdy w Chorwacji zalepiłem na korku wlewu paliwa dziurkę bo miałem wiecznie fulla po brzegi (bo była tańsza benzyna w Serbii) i nieco wystrzykiwało do bagażnika w którym było żarcie i poza tym śmierdziało wahą w środku. Zalepiłem taśmą izolacyjną. Święty spokój... czyste powietrze.. po kilkudziesięciu kilometrach auto nagle zdechło... Patrzę świeci się kontrolka beny, ale pokazuje pół baku... Co jest...?
W zbiorniku wytworzyło się takie podciśnienie, że go wciągnęło! Miał implozję. Swoją drogą ileż mocy ma taka mała pompka paliwa.. ;-]
Cóż było robić.. Zrobiliśmy "patent" z kijka i klucza płaskiego i takim "orczykiem" jakoś ten bak powypychaliśmy. Na koniec podłączyliśmy do korka (do tej dziurki) sprężone powietrze u Vulkanizera i bak wrócił do swojego kształtu.. ba nawet się nieco nadmuchał! Cały litr więcej potem przyjmował. Chwała mu za to, że nie pękł!

3. Po zakończeniu podróży, pod domem zgasiłem autko, poszedłem odpiąć przyczepkę, po czym wsiadłem i.... nawet nie było "cyk".
Padł rozrusznik....

Oczywiście kiedy dostał w korpus młotkiem odezwał się jeszcze ale długo już nie pochodził.

A poza tym .. kompletnie NIC...!

Śmigała po górach Bałkańskich, w upale, po Alpach i jeszcze od Serbii z pełną części przyczepką (ok 300kg części!) wróciła do domu.
Czego więcej chcieć..??

Kochane autko i nie do zabicia.

Poza tym rozrusznikiem to przygody pierwszej można było uniknąć, gdyby nie gnał ja powalony po zakręcie.. a przygoda druga to już tylko zwykła głupota i moja bezmyślność.


Na wycieczkę wziąłem:

Spory komplet kluczy wszelkiej maści. zapasowy sprawdzony gaźnik, zapasowy idealny aparat zapłonowy, cewkę, świece, kable WN, 3 flansze, pompę hamulcową, 1 nową półoś, jedno lóżysko przednie i jedno tylne.
Komplet uszczelek silnika i manszetę skrzyni a także łożysko sprzęgłowe i 3 uszczelniacze pompy wody.
Nic z tego się nie przydało... uwaga.. _ do dziś !! choć Fića zrobiła już 3 razy tyle od 2005r.

Wiem, że pojedzie tam i wróci jeszcze raz.. a może i więcej. Jestem jej pewien.

Poza tym.. czego się bać...?
Autostrad raczej nie używam, bo z takimi prędkościami to nie jest zbyt bezpieczne. Jadę spokojnie, podziwiam kraj... pasę wzrok i duszę, delektuję się jazdą Ficzką!
Ewentualne problemy mogą być jedynie w 2 miejscach. Węgry, bo ni w ząb nie zrozumiesz ani ich ani oni Ciebie, nie mają zbyt dużo tych aut i w ogóle dziwny to kraj... oraz w Austrii. Tam musiałem jechać Autobahną bo lokalnymi drogami przy ich cenie paliwa wtedy było za drogo. No tam miałem nieco stresu bo gdyby coś padło to tak jak kolega wyżej pisał... Wyciąć numer, zabrać tablice i się nie przyznawać że twoje. Chodu do domu bo jak wyczają, to kuuupę kasy pójdzie na lawetowanie. Ale przez Austrię jechałem tylko dlatego, że po Serbii byliśmy w Chorwacji a potem jeszcze pojechaliśmy do Włoch i łatwiej (taniej) było śmigać przez Wiedeń niż wracać na Madziary.

Opis mojej wyprawy był kiedyś w Classic Auto.

Tam tez było kilka zdjęć i masę przeinaczeń. Nie wiem po co zamawiają artykuł a potem zmieniają treść tak, że głupoty wychodzą.

Chcecie zdjęcia..?

Wkleję.


Reasumując.
Jedynym problemem jakiego się obawiam to ... kasa.
To w najmniejszym wariancie jest 4000km czyli trasa Polska - Belgrad - Kragujevac - Polska (oczywiście ludzie z południa PL mają o 600km mniej niż ja) ale jak tu nie pojechać nad morze, które jest raptem 250km na zachód... Wiecie jak Fića wygląda na tle błękitnego Jadrana.. Eech...
Albo pod palmami w Zadarze.?
Albo wśród 500ek i 600ek w Italii..???

Pal sześć cześci i wszystko inne.. Jeśli tylko się taka wypraw raz jeszcze uda to zobaczycie jak tam jest. Jak "Fića otvara vrata i srdca" .. jak Ci zwykli ludzie mówią co chwilę "Svaka Cast!" i ściągają czapki z głów...
To jest satysfakcja jakiej nie doznacie w żadnym innym miejscu. Jakie tam zlotu w Polsce.. czy Cechach.. to wszystko reżyserka i ustawki...
Tam jest żywioł! Totalna improwizacja...

Warto swoją Fićą wjechać na trak w fabryce... To tak jakby odwiedzić swoje miejsce urodzenia.

Zobaczyć łzy wzruszenia w oczach starego pracownika Zastavy.. bezcenne!!!!

zawi - 2011-11-03, 00:31

to ja dorzucę kilka groszy... Niech się nikt nie obraża ale uważam, że pomysł jechania ficią do Serbii jest poroniony, chyba że macie miesiąc czasu i hol z Polski na zawołanie. Uważam wyczyn Archicara za tak samo wspaniały co szalony...

Byłem w 2008 stojadinem z 75' we wszystkich krajach b. Jugosławii + w Albanii i zrobiłem 4500 km (więc te 4000 z Polski i nazad do Kragujevca jest mocno przesadzone). Jak wiadomo technologicznie 750tka do 101 ma się nijak a i tak jechanie stojadinem było męką koszmarną... Jechanie w upale to w ogóle masakra, 130 na autostradzie jeszcze ujdzie przy meksykańskiej klimie ze wszystkimi szybami otwartymi. Jak jedziesz wolniej to czujesz się jak w saunie, na granicy czarnogórsko-albańskiej moja druga połowa dostała udaru od siedzenia w tej rozpalonej puszce. Jak był korek to nie było w ogóle innego wyjścia niż zostawić furę i iść w cień na chłodną colę do baru obok.

Mi zepsuł się tylko rozrusznik i zapłon, które naprawiono mi szybko, ale tak czy siak urlop zupełnie zepsuty... Zdjęcie w Kragujevcu i wszystkie zachwyty autochtonów nie rekompensują negatywnych stron wyjazdu i nie nakłonią mnie do ponownego ruszenia się na Bałkany samochodem sprzed kilku dekad, chyba że pojadę na Złombola i zostawię go w rowie...

Teraz opowiadam to znajomym w żartach, co miałem udowodnić to udowodniłem ale po powrocie minę miałem nietęgą i jeżeli ktoś nie wyjeżdżał dalej niż na sąsiednie osiedle takim samochodem niech się dwa razy zastanowi czy warto...

to by było na tyle w ramach przestrogi :-)

P.S. swoją drogą byłem w Serbii dwa razy w tym roku i 86 oktanów nie widziałem nigdzie

archicar - 2011-11-03, 01:56

Eee nie dramatyzowałbym...
Ja byłem tam dokładnie 3 tygodnie. Na mniej nie opłaca się jechać żadnym autem, chyba że samolotem.
Upały do wytrzymania.. Oczywiście to odczucia subiektywne bo dla jednego 30 C to piekło a dla drugiego 35C za mało.
Ja jechałem z otwartymi oknami i nic się nie działo. Jeżdżę tam jak pisałem co roku od 17 lat.
Nigdy nie miałem udaru ani nawet mdłości z powodu ciepła a jestem niemal Wikingiem i wiecznie mi gorąco.
Satysfakcja tez jest rzeczą subiektywną. Dla mnie w owym czasie było spełnienie wszelkich zastavowych marzeń. Do dziś dostaję pozytywnej gęsiej skórki na widok zdjęć z tamtej wyprawy.
Wyprawa ta zaowocowała też masą fajnych znajomości, wywiadami z serbskiej (i nie tylko) prasie radiu i telewizji. Uważam że dla maniaka tematu nie ma nic lepszego.
Warunkiem koniecznym do takiej wyprawy jest oczywiście odrobina szaleństwa we krwi ale także zaufanie do swojego auta. Nie twierdzę, że taka wyprawa jest dla każdego. Nie jest. Musi się wierzyć po pierwsze we własne możliwości, po drugie ufać swojej Fići po trzecie nie bać się wyzwań.
Z resztą co to za wyzwanie....
Nie tak dawno Polacy jeździli maluchami do Grecji. Ba nawet potrafił taki maluch taszczyć wypakowaną żelazkami i innym peerelowskim dobrem po sufit kempingówkę N126... i żyli, jeździli i byli szczęśliwi.
Jeszcze w 1006r spotkałem w Dubrovniku starsze małżeństwo podróżujące ELem z taką niewiadówką jak moja N250C . Wracali a jakże.. z Grecji... Państwo z Warszawy.
Mam gdzieś fotkę jakby co.
Na pytanie czemu .. maluchem.. pan się uśmiechnął i spytał.. a Pan czemu.. Lancią..??
I słusznie... !
Co do Stojadiny to 2 miesiące temu jak byłem w Belgradzie poznałem małżeństwo będące w podróży poślubnej właśnie takim autem..
Ludzie w wieku sporo przed 30ką, on rodowity Krakus ona pół Francuzka. Zastavę z 1975r dostali kilka miesięcy wcześniej jako prezent ślubny od dziadka. I to tai już nieco mocno używany egzemplarz. A jednak się nie przerazili..
Pojechali mało że do Belgradu ale potem jeszcze na Durmitor i do Albanii
Robiłem mu w Belgradzie gaźnik. Padł był. Poszedłem gdzie trzeba i nowy gaźnik założony.
Potem na trasie gdzieś w Bośni zgubili wydech ale im zrobili za friko.
Czego chcieć..?
Ja osobiście tym 101 nie pojechałbym nawet do Elbląga.. ale widać zaufanie do auta też jest subiektywne.
Byłem dla nich pełen uznania. To się nazywa turizam.

Krótko mówiąc jednemu takie wycieczki pasują a innym nie.
Jeśli jest się przywykłym do klimy, prędkości ponad 120km/h i wygodom jakie oferują współczesne auta to taki wypad może być trudnym lub nawet traumatycznym przeżyciem.
Ja osobiście nie mam z tym problemów. Wolę taką fićę na trasę niż LancieZeta z wszelkimi "wodotryskami". Klima na 40 stopniowym upale to zabójstwo dla dróg oddechowych. Wysiadka z wyziębionego auta na taki piec to tylko chwilka do szoku termicznego.
Owszem, w Zecie fajnie się spało.. Nie trzeba było namiotu w kółko rozbijać i składać a materace jak napompowałem w domu tak jechały z tyłu. Mały kamper...!
Tylko kto zwróci uwagę na takie auto.. ? Nikt.
Giniesz w tłumie.


Aktualnie robię Z-750 pewnemu klientowi, który w 2013r wraz z żoną chcą pojechać nią do Paryża, dokładnie w 40 rocznicę ślubu i podróży poślubnej dokładnie takim samym autem. Ot co!

Mój inny znajomy z Rzeszowa od roku się już zbiera na taki wyjazd. Właśnie 750ką. Ba.. nawet ostatnio kupił Zastavę 1100 Kombi w doskonałym stanie, którą pojedzie jego syn a kolegą jako wóz serwisowy. Kto kogo będzie naprawiać wolę na razie nie spekulować.. ;-)
Ja wciąż się waham czy jechać Fićą, czy Fiatem 900T dla odmiany. Wszystko jednak wskazuje na Fićę. Ufam jej po prostu i wiem, że nic się nie stanie.

Michał - 2011-11-03, 08:38

Cóż młodość ma swoje prawa. To w kontekście tych nowożeńców. Mając 19 lat rowerem zjechałem całe wybrzeże, a teraz gdy już pięćdziesiątka się zbliża dużymi krokami tylko autko z wygodami. I to oczywiście gdy zdrówko pozwoli. Za parę miesięcy wybieram się na bardziej lub mniej zasłużoną emeryturę wobec czego przestanę narzekać na brak czasu. Wtedy może dam radę to zrobić. Oczywiście na spokojnie. Mój nauczyciel z technikum ma 82 lata i co roku swoim BMW z 75r. jeździ do Hiszpanii. Jeśli on może to ja pewnie też dam radę. A tak nawiasem mówiąc muszę z nim nawiązać kontakt jest jeszcze czynnym rzeczoznawcą może coś podpowie z rejestracja zabytków. A pozostając w temacie zabytków to chyba wyjazd takiego auta poza granicę RP należy tylko zgłosić czy uzyskać zgodę konserwatora. Widzę na www, że są różne praktyki w kraju. :?:
archicar - 2011-11-03, 13:25

Komu ..?
Jeśli masz na żółtych tablach musisz tylko poinformować.
Auto do 50 lat wyjeżdża bez przeszkód. Sprzedaż bez przeszkód, tylko jeśli na żółtych to musi być zgłoszenie.
Powyżej 50 lat na żółtych - zgoda konserwatora, na sprzedaż i wywóz.
Przepisy na szczęście zmieniły się rok temu. Chwała za to Palikotowi i ludziom z ClassicAuto oraz Automobililsty.
Ja kilka razy jechałem min do Serbii, do czech, do Berlina i tylko raz się czepili na niemieckiej granicy. Na szczęście byłem przygotowany bo kilka dni wcześniej dzwoniłem do ówczesnego komendanta głównego SG i sam przyznał mi rację że przepis to chory i durny. Na pytanie pogranicznika o zezwolenie dostał komórkę z komendantem i życzył szerokiej drogi.
Po moim trupie będę płacił za chęć jazdy moją prywatną własnością. Niedoczekanie.

Te dzisiejsze przepisy też wkrótce ulegną zmianie bo to jest dalej paranoja, że do Polski mogę przywieźć nawet 100 letni zabytek i pokroić go na kawałki pod sejmem i placem nie kiwną ale jak już wpadnie auto w polski system rejestracyjny to nie mogę. Obłęd.
Takie przepisy powinny dotyczyć zabytków wyłącznie polskich i to takich, które miały znaczący wpływ na polską myśl techniczną bądź były iście polskim tworem. CWS, PZiNÂ?e, przedwojenne auta produkowane w Polsce, prototypy, powiedzmy Syrena, Warszawa (choć to uważam już za wiele bo w końcu to tylko licencja na sowiecki plagiat amerykańskiego auta). Ale reszta..? Zwykłe polskie wymysły sprowadzające się do wydojenia obywatela i przeczołgania go po urzędach. Ot zwykła głupota.
W żadnym kraju UE tego nie ma w takiej formie. Nie wspomnę o możliwości czasowej rejestracji, czasowego OC uwzględniającego zniżki oraz OC przywiązanego do kierowcy a nie jak u nas do pojazdu! Ale to już temat rzeka na inny post.

Michał - 2011-11-04, 10:04

Bez emocji jakoś tam będzie. Kraj się nam zmienia. Wszystko się zmienia - ludzie, kursy walut, stopy procentowe.... Ja jeszcze mam trochę czasu zanim zdecyduje na jakich blachach chciałbym auto. Niby z zabytku są korzyści bo to wieczysty przegląd i OC na zadany okres. Z drugiej strony, aby stał się zabytkiem trzeba wpompować w auto z 1,5 tyś. na same opłaty. A te niby oc to lipa. Wychodzi ze 1oo zł. na miesiąc a normalne OC pewnie ze 150. na cały rok. Posiadanie tablic żółtych to też swego rodzaju snobizm. Po co?, aby się wyróżnić? Można zafundować sobie różne tablice indywidualne typu ZST AVA albo inne mądre przykłady. Tak nawiasem mówiąc jakie najdziwniejsze widzieliście blachy? Ja kiedyś widziałem gostka, który miał napisane PO JEEP 2 - faktycznie był pewnie z Poznania i jak pamiętam jeździł Jeepem.
administrator - 2011-11-04, 16:29

OC masz na zadany okres mimo wszystko. wiek auta na to wskazuje. potrzeba tylko opinii rzeczoznawcy
archicar - 2011-11-05, 00:42

Tak ale zniżek nie honorują a jeśli honorują (np Link 4) to znów mają minimalną stawkę 100zł,- za 2 miesiące.
Nie opłaca się. Kompletnie.
Co do żółtych tablic...
Wieczysty przegląd to dla mnie akurat jest kiepska sprawa. Są ludzie którzy porejestrowali np Golfa II z 1982r na żółte table tylko po to aby się od nich za przeproszeniem "odpr...." diagnosta.
Strach po drogach jeździć. To akurat zniósłbym bo w Polsce to wielkie pole do nadużyć i nieuczciwości. Nie twierdzę, że wszyscy tak robią ale niestety wielu.
Wystarczy polookać na forach VW czy Capri czy nawet F&F.
Włos się jeży....
Znacznie lepszym przywilejem, który zapewne ściągnąłby rzeszę użytkowników byłoby stworzenie zbiorowych polis OC na kolekcję aut. Jedna polisa na kilka aut. O to byłby wymierna korzyść a nie brak badań w majestacie prawa! Tylko garstka posiadaczy "żółtków" dba o stan techniczny swoich pojazdów, reszta ma to gdzieś.
Ja osobiście jestm przeciwnikiem tegozapisu. Uważam ponadto, że poza nielicznymi wyjątkami (np jakieś super luksusowe przedwojenne zabytkowe auto mające dodatkowo AC itd) żółte blachy nic nie dają a wręcz stają się czasem przeszkodą np w wolnym obrocie takim pojazdem. Rejestr zabytków ruchomy stworzono głównie po to aby mieć pod kontrolą obrót nimi a nie dla korzyści kierowców i pasjonatów. Jest z czego przy okazji pobierać haracze np zgody na wyjazd, np zgody na sprzedaż itd...
Zarabiają na tym urzędy i wszelkiej maści rzeczoznawcy. Bo co to w sumie jest taka opinia.? Zdublowanie dowodu rejestracyjnego! I tylko tyle...
O ile jest sens wydania opinii na auto odzyskane gdzieś ze szrotu, nie posiadające papierów umów itd.. ale na legalne...? Toż to jest tylko potwierdzenie stanu faktycznego zapisanego w dowodzie rejestracyjnym....! Ot co!
Co taki rzeczoznawca będzie wiedział np o Zastavie 750..? Konia z rzędem jeśli ktoś znajdzie takiego który będzie wiedział co jest z co nie jest oryginalne w takim aucie, który będzie znał dokładną, prawdziwą historię modelu i różne inne niuanse stanowiące o stopniu oryginalności itd... Wszyscy "googlają" i potem wydają opinie nie mające nieraz sensu.

Swoja drogą trzeba ruszyć temat idiotyzmów z zakresu OC, rejestracji pojazdów i ich tzw. recyklingu. W sumie jesteśmy zespołem ludzi którzy mają interes w naprawie tego chorego systemu. Nie jesteśmy sami Każdy klub old czy young timerów ma dokładnie te same problemy.
W ilości siła jak to mówią.

Tu chyba należałoby Szanowny Adminie walnąć OT i przenieść tę dyskusję do nowego tematu. Wszak ten dotyczył możliwości obstalowania innego silnika w Zastavie 750.. ;-)

Pozdravki

Michał - 2011-11-05, 08:39

Właśnie, właśnie odnośnie silnika to remont obecnego wyniesie około 1 tyś. Całość łącznie z włożeniem i jazdą próbną. Niemniej jednak cały czas korci mnie ten http://allegro.pl/silnik-...1904937442.html mam bliziutko i dają gwarancje. Choć cięcie blach jak ktoś napisał nie bardzo mi się podoba. Z tego co przeczytałem to skrzynia będzie pasować bez jakichkolwiek flansz. A rozrusznik ma taki sam skok na zębach. Rozrusznik dorzucają gratis. Mówią że jest od tego modelu i jest szybkoobrotowy. Sądzę, że może być trochę w tym racji. Do swojej zastavy próbowałem ze 4 rozruszniki może nawet więcej i niektóre pasowały idealnie ale jak zaczęły kręcić to myślałem że pójdzie koło zębate. W końcu zregenerowałem oryginalny i jest prawie dobrze. Prawie znaczy że mimo wszystko słyszę jak trybią koła zębate takim metalicznym dźwiękiem. Może wina leżeć na kole zamachowym, które zmęczyłem próbami z rozrusznikami wynalazkami. Zastava pali na dotyk więc nie muszę długo kręcić aby zapaliła. Może jakoś to będzie. Pamiętam jak kiedyś w 126p. gdy były problemy z akumulatorami sprzedawano linki od odpalania wyglądało to komicznie, ale miałem coś takiego (kupiłem razem z maluszkiem). Nawet działało. :mrgreen:
czesław - 2011-11-05, 09:51

żeby dostać oc z ulgą na zabytek dodatkową 50% wymagają członkostwa w ak polskim. wszyscy poza link4.
po moim kurwa trupie.

archicar - 2011-11-05, 10:23

Czesiu.. nie jestem adminem ale błagam.. bez fucków. Mój syn to forum też czyta a ma 10 lat.
Rozumiem Twój gniew. Sam wziąłbym kałacha i wytępił te ubezpieczeniowe gnidy.. ;-)

czesław - 2011-11-05, 18:40

ojtam ojtam

pójdzie do gimnazjum i już go nie uchronisz przed niczym.

ale mogę spróbować się powstrzymać.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group